Postanowiłam dziś spełnić jedno ze swoich marzeń, którym od dawna było założenie bloga. :)
Jak dotąd tylko skręcałam się z zazdrości, widząc jak obserwowani przeze mnie bloggerzy, dzielą się swoimi spostrzeżeniami z innymi. Oczywiście prób podejścia do tego tematu było kilka, ale zawsze znalazło się wytłumaczenie-nie wiem jak, nie mam czasu, nie umiem. Doszłam do wniosku, że czasu i chęci mam pod dostatkiem, a umiejętności będę doskonalić-mam nadzieję-z każdym kolejnym postem. Chciałabym w ten sposób także ulżyć choć trochę moim najbliższym, którzy muszą codziennie wysłuchiwać moich ekscytacji na temat kosmetycznych nowinek. ;)
Na początek może kilka słów o mnie. :)
Magdalena. Już niebawem studentka drugiego roku. Absolutna kosmetykomaniaczka i od niedawna także kociara.
"Dzień bez nowości kosmetyczce, to dzień stracony" ;)
Aby nie być gołosłowną, już dziś zacznę od przedstawienia kilku nowości, które nabyłam ostatnio w Naturze. Po dwóch miesiącach względnych "pustek" w szafach Catrice i Essence, gdy weszłam dziś do drogerii, ujrzałam totalnie przepełnione po brzegi nowościami szafy obydwu firm.
Nowości firmy Catrice możecie zobaczyć TUTAJ .
Oszołomiona tym faktem, popędziłam w ich stronę, aby rozpocząć testy. Rzeczy, które chętnie bym przygarnęła, było co nie miara, jednak musiałam mieć na względzie to, co już posiadam w swoich zbiorach, aby nie dublować kosmetyków. Nie obyło się jednak bez kilku skarbów :)
Pierwszym z nich jest kredka do brwi Essence w odcieniu Blonde, namiętnie używana przeze mnie już wcześniej. Jednak w moim mieście ten odcień jest bardzo szybko wykupowany, tak więc dziś załapałam się już na ostatnią (!).
Kolejnym z nich jest długotrwały liner do kresek Essence w kolorze brązowym. Stwierdziłam ostatnio, że brak mi takiego odcienia w kosmetyce, a przydałby się ze względu na to, że jest mniej nachalny od klasycznego czarnego.
Następnym produktem jest tak długo wyczekiwany przeze mnie kamuflaż firmy Catrice w odcieniu 020 Light Beige. Początkowo miałam kupić także odcień 010, jednak stwierdziłam, że najpierw wypróbuję ten. Zdaję sobie sprawę, że później mogę ujrzeć jedynie puste miejsce po nich ;)
O powyższych produktach wspomnę w kolejnych notkach, kiedy zdążę je porządnie przetestować.
No i nadszedł czas, na coś, na widok czego dosłownie zaświeciły mi się oczy.
Od długiego czasu marzę o Chubby Stick od Clinique, jednakże kwota 70 paru złotych jest ciężka do zniesienia dla mojego sumienia. Podejrzewam, że prędzej czy później i tak zakończy się na jego kupnie ;)
Jakie było moje zdziwienie, gdy w szafie Catrice ujrzałam coś niesamowicie podobnego!
A mianowicie
PURE SHINE Colour Lip Balm dostępne w 8 pięknych odcieniach
Nie byłabym sobą, gdybym zdecydowała się tylko na jeden, tak więc wybrałam
030 Don't Think Just Pink i 060 Go Flamingo Go!
Pierwszym z nich jest raczej chłodny róż, drugim przepiękny koral, który od razu zwrócił moją uwagę.
W rzeczywistości obydwa kolory nie są aż tak 'drastyczne' :)
Osobiście uwielbiam tego typu produkty do ust, być może dlatego, że moje serce skradła kiedyś Jelly Pong Pong, dołączona do Glossyboxa, ale o tym później.
Jak sama nazwa wskazuje jest to Lip Balm, tak więc balsam do ust z niewielką ilością kolorowej pomadki, przypominającej wyglądem wysuwaną kredkę. Kolorystyka jest bardzo uniwersalna, każdy na pewno znajdzie coś dla siebie. Catrice robi porządne opakowania kosmetyków, jak na półkę drogeryjną, tak jest też i w tym przypadku.
Jak widać efekt jaki dają, nie jest kryjący jak w typowych pomadkach, w tym przypadku jest to lekko koloryzowany błyszczyk.
Go Flamingo Go!
Don't Think Just Pink
Efekt jaki dają obydwa produkty, może wydawać się dość podobny, u mnie widać niewielką różnicę. Myślę, że jest to kwestia indywidualna, ponieważ z natury mam dość ciemne usta :) Osobiście polecam nakładanie produktu na przypudrowane usta, ponieważ w ten sposób 'podbijamy' kolor i przedłużamy żywotność balsamu. Daje bardzo dobry, naturalny, świeży efekt. Jeżeli nie jemy i nie pijemy, produkt utrzymuje się dość długo, jeśli tak, wiadomo, że aplikację trzeba powtórzyć. Dobrze natłuszcza usta, co pomoże nam w pielęgnacji ust przy nadchodzącym zimnie. Myślę jednak, że osobom cierpiącym na dotkliwe pierzchnięcie ust, balsam ten nie wystarczy.
Co do zapachu, jest on bardzo nieokreślony. Na początku wydawało mi się, że jest to typowo chemiczna wanilia, jednak po 'wczuciu' się w niego odrobinę, można dostrzec nuty Carmexu, czyli kamfory. Nie przypadł mi zbytnio do gustu, jednak po aplikacji jest on niewyczuwalny, co nie przeszkadza mi w dalszym stosowaniu.
Cena to 20,99. Po wysunięciu produktu jest do połowy opakowania (2,5 g), co przy moim namiętnym używaniu starczy mi zapewne na około 2 tygodnie ;) Uważam, że cena mogłaby być odrobinę mniejsza.
Produkt jest dostępne zapewne także w drogeriach Hebe, do których niestety nie mam dostępu.
Zalety:
- bardzo ładne, idealne na co dzień kolory
- naturalny efekt
- nadanie świeżości cerze
- dobre odżywienie ust
- bardzo dobra, jak na balsam do ust, trwałość produktu
Wady:
- zapach
- cena
Jednak testować je będziemy dopiero od początku października, ponieważ postanowiłam zostawić je już 'na studia'. :)
a jednak kupiłaś tę odżywkę z balei :D
OdpowiedzUsuńtak, bo okazało się, że nie ma tego balsamu do rąk, który chciałam i czekałam na dostawę do soboty, w ktorej przyszła też ta odżywka :)
Usuńcwaniara <3 a ogólnie, fajne te kredki, ale właśnie w sumie na ustach kolor dość podobny :( ale i tak muszę się przejść jutro do naturki
Usuńdaj znać, co upolowałaś <3
Usuńpodoba mi się ten odcień Go Flamingo Go, szkoda tylko, ze nie daje mocniejszej czerwieni na ustach, bo czerwień uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńjest odcień czerwony I Don't Red It :) ten to typowy koral
Usuń